Saga o Ludziach Lodu - historia która wydarzyła się naprawdę...

Zło i dobro, miłość i nienawiść....


#1 2010-02-13 22:04:48

 Aurore Borealis

Administrator

10840362
Call me!
Skąd: Katowice
Zarejestrowany: 2010-02-08
Posty: 17

Nieużywana droga

Aurore Borealis podróżowała już bardzo wiele dni, może nawet tygodni. Należała do tajemniczego rodu Ludzi Lodu, była jedną z obciążonych. Jej matka przepłakała wiele nocy martwiąc się o córkę. Babcia Siva umarła w tym samym dniu w którym narodziła się Aurora. Młoda Clarissa bo zaledwie 17-letnia była zrozpaczona bowiem wierzyła że matka pomoże jej małej Aurorze. Jednak dziewczynka nie przejawiała złych zachowań. Była spokojna i grzeczna.
Niekiedy tylko w jej zielonych oczach pojawiał się złośliwy błysk. Aurora uwielbiała zwierzęta i samotne wycieczki po okolicy.
Aurora już od najmłodszych lat wiedziała że nie jest taka jak jej rówieśnicy. Ona potrafiła czarować! Potrafiła nakazać drugiej osobie by zrobiła to a to,
potrafiła rzucić klątwę, potrafiła wszystko! Jednak z rzucaniem zaklęć się powstrzymywała ze względu na rodziców których bardzo kochała.
Wyczuwała zmartwienia matki i postanowiła że czarować będzie od czasu do czasu.
Niespodziewanie na barki 19-letniej Aurory i 18-letniego Bjorna spadło nieszczęście.
Havel i Clarissa Borealis zostali napadnięci podczas jednych z licznych podróży. Ojciec zginął na miejscu, matka skończyła żywota w domu.
Przed śmiercią opowiedziała córce i synowi o Ludziach Lodu, dolinie i poprosiła Aurorę by wyszła za mąż za wuja Fredricka, który będzie się nią należycie opiekował. Aurora założyła obietnice ale nie zamierzała dotrzymywać słowa. 45-letni wuj choć był przystojny to dla niej nie istniał.
Po podziale majątku i długiej rozmowie z bratem Bjornem opuściła Tydal. Poczuła się naprawdę wolna. Obecnym jej celem była zemsta. Odnajdzie i zabije tych bandytów...Oczy zabłysły złowrogo.
- Podać panience coś jeszcze? - głos karczmarza wyrwał ją ze szponów wspomnień.
- Nie, dziękuję ale muszę jechać dalej - powiedziała wstając. Wujęła tolara i położyła na szynkwasie.
- Ale jest noc! - krzyknął za nią karczmarz ale ona już nie słuchała. Wzięła konia z stajni i opuściła tereny zabudowane. Wkroczyła na rzadko używaną drogę. Kary ogień stąpał dumnie od czasudo czasu rżąc.
- Ciszej Grom - powiedziała głaszcząc konia po szyi -Hmm...prrr...stój. Słyszałeś? Ktoś się zbliża...- wyjęła krótki miecz i pokierowała konia w stronę krzaków. Nasłuchiwała....

Offline

 

#2 2010-08-27 21:51:33

 Indra Gard z Ludzi Lodu

Czarownica

Skąd: Śląsk
Zarejestrowany: 2010-08-27
Posty: 2
Punktów :   

Re: Nieużywana droga

"Raz, dwa, trzy, cztery..." - po raz tysięczny Indra liczyła kroki prowadzonego przez siebie konia. Nie była przystosowana do takich to właśnie warunków - z natury leniwa dziewczyna, którą była, rzadko kiedy wychylała nos zza próg swojego domu. Kto by więc pomyślał, że rzuci się w wir nowego, całkiem obcego kraju? Chyba  to właśnie ona ostatnia mogła przewidzieć taki obrót sprawy. Ale... niby dlaczego by nie? Ktoś musiał wyjść "na powierzchnię" - jak to powtarzali jej raz za razem - a przecież to właśnie Indra była jedyną osobą, która jak zwykle nie potrafiła znaleźć sobie zajęcia. To zawsze właśnie jej przydzielali zadania, których nikt nie chciał się podjąć. Westchnęła cicho pod nosem zrezygnowana, nic innego i tak by się tu nie zdało.
Czarne włosy powiewały za nią na wietrze, spowodowanym szybkością jaką rozwinął jej jedyny, ukochany towarzysz podróży - niezastąpiony koń. Duże oczy, tak nienaturalne wśród Ludzi Lodu, z których się wywodziła, śledziły uważnie drogę tuż przed nią. O tak, z wyglądu Indra z całą pewnością nie była normalną osobistością w tak wyjątkowym rodzie. Tylko kolor włosów - ewentualnie - mogły przypominać jej o jej pochodzeniu. To charakter odziedziczyła - i to jeszcze w jak dużym stopniu! - po największych czarownicach. Tyle, że sama czarownicą nie była. Och, jak bardzo tego żałowała! Jej twarz rozjaśnił szelmowski uśmieszek. Byłaby idealna! Cięty język, poczucie humoru, brak wszelkich granic, cóż więcej można by chcieć od wiedźmy?
Zwolniła konia. Jej dłoń powędrowała szybko do finki przypiętej do pasa, a bystre oczy zaczęły rozglądać się na wszystkie strony. No tak, teraz przypomniała sobie czego takiego jej brakuje - chęci zabijania. Jakoś nigdy nie potrafiła wykrzesać w sobie chęci do walki, toteż nigdy się w nie nie mieszała. Walka na słowa? Proszę bardzo! Ale od rękoczynów trzymała się z daleka. Zeskoczyła z konia, rzucając szybkie spojrzenie na przydrożną karczmę, która była jej celem, ale oczywiście nie skierowała się w jej stronę.  Nie uciekała, to było poniżej godności jej rodu. Nie wyciągała broni, ale też nie odkładała od niej ręki. Szybkim, pewnym krokiem zaczęła przechadzać się po okolicy, szukając źródła niepokoju. Czy to tylko zdawało jej się, czy to naprawdę jakiś koń zarżał? Nie, nie był to jej własny wierzchowiec, teraz uwiązany u skraju drogi. Tego odgłosy już rozpoznawała.
- Kto tu jest? - krzyknęła pragnąc, aby nie było słychać w nim drżenia. Zresztą chyba jej się udało. Podniesiona na duchu, nieco bardziej pewna, ponownie zaczęła się rozglądać - Do diabła, chyba nie będziesz chować się przed moim wzrokiem, jak najbardziej tchórzliwa fretka? Brakuje Ci odwagi aby wyjść zza drzewa?
Mogła dodać więcej, ale to przecież owa nieznajoma postać miała nad nią przewagę, nie odwrotnie. Zresztą nie chciała bójki, po prostu czuła się jak idiotka, krążąc w kółko w jednym i tym samym miejscu. Jak bardzo starała się wydobyć dobro ze swojej niepewnej duszy!


"- Jesteś zły!
- Nie. To Oni. To Ludzie ubrali mnie w słowa, których sensu zrozumieć nigdy nie było im dane. To Wy dołożyliście brak uczuć, agresję. To Ty w to uwierzyłeś.
Ja jestem dobry..."

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
BanskĂĄ Ĺ tiavnica VĂ˝robca betónovĂ˝ch septikov